Ależ dla profesora to było tłumaczone w prosty sposób (tak na prawdę to my jesteśmy głąby i tyle, bo nasza wiedza licealna jest na śmiesznym poziomie). Serio, ja na początku miałam straszną awersję do tych wykładów. Wszystko zmieniło się w drugim semestrze, gdy się okazało,że Krysiak liczbą informacji przebija chyba wszystko a wykłady to taki fajnie opracowany skrót. Trzeba się przyzwyczaić do chaotyczności, do wtrąceń których nie trzeba zapisywać, można pisać tylko po polsku żeby nie tracić czasu na łacinę. Ja jak zdałam koło z głowy na 4,5 ucząc się tylko z notatek z wykładu (no dobra ucho wewnętrzne doczytałam,bo to mnie przerosło ) zaczęłam się mega cieszyć,że chodzę na te wykłady i pilnie notuję. Do końca semestru uczyłam się jedynie z wykładów profesora i skończyłam z 5 i 4,5 z anatomii, więc uważam,że warto. Wiele osób było niezadowolonych ze sposobu prowadzenia wykładu, ale bardzo duża część mających zerówkę, była obecna na każdym wykładzie. Poza tym to mega wygodne-nawet jak się nie zapisze wszystkiego to potem wiadomo czego trzeba się dokładniej uczyć, co można odpuścić, na co zwrócić uwagę podczas uczenia się do koła (ja jak nie przykładałam się na wykładach to potem otwierałam Krysiaka i wielki płacz, bo nie wiem czego się uczyć a stron sto ileś).Kami_il pisze:Mój komentarz jest tylko uzupełnieniem tego co napisały dominika405 i micra
Dla jednych kopalnia wiedzy, dla drugich - wysypisko
Jak dla mnie za bardzo skakał po tematach, a większość informacji mógł przekazać naprawdę w prostszy sposób
Bo i po co w danej chwili komuś tłumaczyć jakieś złożone zależności, skoro większość nie rozumie rzeczy z głównego tematu
Co prawda, zawsze łatwiej się czegoś nauczyć, jak się o tym już wcześniej słyszało, ale wg mnie wygodniejszym sposobem będzie zaopatrzenie się w notatki od osób ze starszych lat.
W końcu od czegoś są środy wykładowe - zawsze można odespać sobie ćwiczenia w środku tygodnia
Wykłady z anaty potraktowałbym raczej jako rozrywkę dla ludzi, którym nudziło się we wtorek wieczorem
Co do drugiego, to ja jestem jak najbardziej za tłumaczeniem bardziej złożonym. Wtedy ma się bardziej obszerną wiedzę o danym temacie, nie trzeba się wielu rzeczy uczyć na pamięć, bo się po prostu zaczyna rozumieć pewne procesy ( jeśli nie te skomplikowane o których mówi profesor to chociaż te prostsze do których zawsze dąży, które trzeba ogarnąć na zajęcia- ja tak miałam z nerwówką- nerwami, układem autonomicznym,rozwojem narządów). Ja nie chciałam mieć powtórzonego podręcznika jak w liceum (wiedza podstawowa do matury od str. x do xxx) tylko interesowało mnie jak co się dzieje,jakie mamy procesy,że posiadamy np. strukturę taką i siaką.
To moje zdanie, ale wiem,że nie jest zbyt popularne, bo frekwencje na wykładach były malutkie. A szkoda, bo jeśli się już oswoi z takim sposobem prowadzenia zajęć to serio wykłady są logiczne i dużo się z nich wynosi. Każdy musi się przekonać na własnej skórze, ale dla mnie to były najbardziej wartościowe wykłady, jak je porównam do biochemii to mnie aż śmiech łapie.