Nie wiem jak sobie wyobrażasz pracę weta, ale może znajdź sobie wolontariat w jakiejś przychodni weterynaryjnej? Wiem, że zaraz podniesie się płacz i krzyk, że na leku to nie ma się czasu podrapać po 4 literach, ale dla chcącego nic trudnego. Połaź gdzieś raz w tygodniu, poświęć na to przyszłe wakacje i ewentualny pierwszy rok wety. Będziesz więcej wiedzieć o pracy, a rodzicom udowodnisz, że to nie jest tylko kaprys. albo przekonasz się, że jednak wolisz leczyć ludzi
Sama nie miałam tego dylematu. Dla mnie od przedszkola (tak! miałam powołanie!) liczyła się tylko weta, choć rodzina widziała mnie na medycynie. Maturę napisałam tak, że z palcem w d nosie dostałabym się na lekarski, ale nawet tam nie składałam. Weterynarii wciąż nie żałuję, a na pewno nie na rzecz lekarskiego (ewentualnie jakiejś pracy bardziej informatycznej, którą mogłabym wykonywać zdalnie biegając po borneańskiej dżungli).
Jeśli chodzi o studia weterynaryjne to trzeba pamiętać, że przygotowują (w teorii) do pracy lekarza weterynarii, nie lekarza psokotów. I tak na pierwszym roku mamy np. agronomie, potem technologie w produkcji zwierzęcej, paszoznawstwo, prawo sanitarne, higienę mięsa, higienę mleka itd. Mamy zajęcia wyjazdowe i praktyki na fermach bydła, świń, ale i w rzeźniach (we Wrocławiu nie da się od tego uciec, bo organizują nam obowiązkowe wyjazdy w trakcie roku akademickiego). Piszę o tym, bo znam takich, którzy zawsze chcieli być weterynarzami, a potem rzeźnia ich przerastała i teraz studiują medycynę.
Co do pracy. Na ten moment praca jest. Z moich znajomych (tegoroczni absolwenci) zdecydowana większość już gdzieś pracuje. Przekrój praktycznie przez wszystko, bo i w Inspekcji Weterynaryjnej, rzeźni, krowach, drobiu, psokotach i na doktoratach, a nawet w Dubaju przy psokotach (ale o szczegóły nie pytaj nie znam za dobrze tej osoby). Praca wygląda różnie. W niektórych przychodniach dzieje się mało i się nie przepracowuje w innych zapieprza się na nadgodzinach a zwykle za tyle samo, czyli koło 1800zł. Zwykle w mniejszym mieście masz i lepsze zarobki i lepszego szefa (ale tak jest chyba też na medycynie?). No a po studiach, większość osób jest sparowana i nie migruje się tylko za swoją pracą tylko patrzy się też na partnera i często wybiera gorszą opcję.
Co do bycia dr Housem". To prawda. Większość przypadków małej przychodni (czyli 90% zakładów leczniczych dla zwierząt) to profilaktyka (szczepienie, odrobaczenie, odpchlenie, pazurki, gruczołki) z leczenia to głównie rzygaczko-sraczki, wszelkiej maści problemy dermatologiczne (zwykle coś alergicznego lub pasożyty skóry), zap. uszu, zap. pęcherza, zap. spojówek, zap. górnych dróg oddechowych. Czyli taki lekarz pierwszego kontaktu D Oczywiście są też zabiegi. Chyba nie ma gabinetu, gdzie się nie kastruje i sterylizuje no i czyści zęby. Pojawiają się też bardziej skomplikowane przypadki, czasem przychodnia zamienia się w ostry dyżur, czasem trzeba wyciąć śledzionę, czasem zgwoździować złamaną nogę.
Polska weterynaria małymi kroczkami zaczyna się specjalizować. Głównie na uczelniach, ale poza nimi też powoli zaczyna to ruszać (oczywiście tylko w dużych miastach). Pojawiają się duże kliniki, gdzie każdy lekarz wet. ma swoją działkę, pojawiają się gabinety specjalistyczne, ale raczej to wciąż 100 lat za medycyną.
Weźmy taką kardiologię. Kardiologię weterynaryjną można sprowadzić właściwie do 3 chorób - śluzakowatego zwyrodnienia zastawek, kardiomiopatii rozstrzeniowej i przerostowej. Leczenie tego sprowadza się właściwie do leczenie konsekwencji - czyli zastoinowej niewydolności serca. Zastawki przeszczepiają doświadczalnie w Rosji D
Choroby wrodzone. Przetrwały przewód tętniczy często jest wskazaniem do eutanazji, bo zabieg jest drogi (2-3tys), a często zwierzak go nie przeżywa, bo na tyle rzadko jest to wyłapywane (wielu wetów niestety w ogóle nie osłuchuje) i na tyle rzadko właściciele decydują się to operować, że nie ma wyoperowanych i doświadczonych chirurgów. W medycynie ludzkiej takie PDA to jeden z najprostszych kardiozabiegów, a właściwie zabiegów naczyniowych (przynajmniej wg tego kardiochirurga, którego poznałam D), a u nas jest się niemal bogiem, jeśli się tego podejmie. Zabiegów z krążeniem pozaustrojowym w Polsce nie będzie się robić jeszcze przez 100 lat.
Kardiolog ludzki robi kilkadziesiąt USG serca dziennie, a kardiolog wet na uczelni (czyli miejsca, gdzie przyjeżdżają ludzie z niemal całej Polski) kilka dziennie. Nigdy nie zdobędzie takiego doświadczenia co kardiolog ludzki, jeszcze przez dłgie lata nie będzie miał aż takiego przerobu. No i w wecie nie ma polskich wąskich specjalizacji, jeśli chcesz być kardiologiem, nefrologiem, neurologiem, okulistą, dermatologiem itd. to tak naprawdę trzeba się dostać na staż zagraniczny i wybulić na niego grube tysiące D lub uczyć się we własnym zakresie, ale bez przypadków nigdy nie będzie się w czymś dobrym.
Na pewno nie zaczynając. Rzeźnia to wymarzone miejsce pracy wieeeeeelu absolwentów. Wcale nie tak prosto się na nią załapać.tchorz pisze:Weterynaria to ciekawy zawód, ale czym się chcesz zajmowac po?
Bo mozliwosci jest pewnie sporo, od pracy w rzeźni zaczynając.
PS. Jeśli zdecydujesz się na wolontariat w przychodni weterynaryjnej to nastaw się, że weterynarz będzie Cię odwodził od pomysłu mówiąc jaki to okropny i niewdzięczny zawód Ale to chyba nas łączy z lekarskim, że wielu pracujących kilka lat w zawodzie jest wypalonymi frustratami.
Ja nie odwodzę, jestem jeszcze za młoda i tak jak pisałam na początku w sumie lubię tę pracę. Co mnie zaskoczyło to z reguły właściciele to mili ludzie i tylko co jakiś czas trafi trafi się jakiś awanturnik. O i nas znacznie rzadziej straszą sądami