Wiesz co, byłem kiedyś taki sam jak Ty, wiedziałem lepiej od innych i szedłem uparcie na farmację, mimo że opinie o niej były w 2015 roku różne. Jeśli mogę zapytać, dlaczego farmacja jest Twoim marzeniem? Co chcesz po niej robić? Pracować w aptece otwartej? Pracować w aptece szpitalnej? Zostać na uczelni, zrobić doktorat i pracować naukowo? Ciekaw jestem, dlaczego konkretnie chcesz wiązać przyszłość z farmacją.Michael_2146 pisze: ↑11 lis 2020, o 23:07Od razu proszę nie pisać,że to zły kierunek i tp.(już się dość o tym naczytałem:)),jest to przemyślana decyzja i farmacja jest moim marzeniem.
Wiadomo też, że chemia na farmacji nijak się ma do chemii, która jest w liceum. Tak naprawdę możesz nawet nie ogarniać chemii w zakresie z liceum, bo wszystko, co jest potrzebne na studiach, jest nauczane od nowa. Byłem na biol-chemie i ostro się uczyłem chemii, tymczasem na pierwszym roku na Chemii ogólnej i nieorganicznej część treści to było powtórzenie z liceum, a część to horror ze studiów, natomiast na drugim roku Chemii organicznej uczyłem się od nowa, bo już zdążyła mi, tak jak innym osobom, kompletnie wylecieć z głowy.
Chemia na farmacji to zupełnie inny świat.
Lepiej nie można było tego ująć!chemiczny_ pisze: ↑15 lis 2020, o 14:32Jesteś jeszcze młodym człowiekiem. Nie masz pojęcia jak wygląda praca po tym kierunku. Tyle osób tutaj porusza ten temat, że nie warto tego studiować, więc przez te dwa lata do matury mam nadzieje że wyleci Ci ten pomysł z głowy. Po prostu posłuchaj.
Głupim jest ten, kto idąc do apteki po pięciu latach farmacji i sześciu miesiącach stażu nie idzie do sieciówki i nie chce wziąć co najmniej 4500 na rękę. Taka jest prawda. W aptekach prywatnych mniej się zarabia, a w aptekach szpitalnych jeszcze mniej, mimo że akurat w szpitalu nie trzeba wciskać gniotów niewinnym ludziom.
Dla mnie zarabianie za mniejsze wynagrodzenie po ogromie pracy na studiach, okupionej cierpieniem, nie wchodzi w grę. Na praktykach w aptece szpitalnej poznałem niewiele starszą ode mnie farmaceutkę, powiedziała, że wcześniej pracowała w sieciówce, ale jak się zwolniło miejsce w szpitalu, to nawet się nie zastanawiała, bo taki rodzaj pracy dużo bardziej się jej podoba. Tyle że jej mąż zarabia dużo więcej od niej, więc ona może sobie na to pozwolić. Tymczasem ja jestem facetem i mniej niż 4500 na rękę nie wezmę. I tak mam zamiar wyjechać z tego kraju w ciągu najbliższych kilku lat, bo sytuacja jest w tym kraju chora.
Przede wszystkim poszerza horyzonty znajomościowe i imprezowe. Dla mnie PTSF, przynajmniej ten z Warszawy, to banda tzw. toksycznych ludzi, którzy lubią imprezować, lubią się przechwalać, lubią być lokalnymi celebrytami i udawać, że robią coś wielkiego. Byłem w Młodej Farmacji na pierwszym roku studiów, na drugim roku już mniej, ale odkąd powstało PTSF, coś się zepsuło. Z całego serca nie polecam tej organizacji.
Na WUM-ie na Dniu Otwartym zawsze jest taki plakat, gdzie są wymienione perspektywy pracy po farmacji: apteka otwarta, apteka szpitalna, biotechnologia farmaceutyczna (tyle że biotechnologów też tam biorą), kariera w instytutach naukowych (robiłem praktyki w Narodowym Instytucie Leków i dziewczyny powiedziały, że są tutaj tylko chwilowo, bo za pensję, jaką tam mają, nie da się normalnie żyć samodzielnie), badania kliniczne (w Polsce raczkujące tak samo, jak opieka farmaceutyczna), farmacja przemysłowa (gdzie biorą raczej nie farmaceutów), praca w urzędach i inspektoratach (naprawdę ambitnie), kariera w marketingu i korporacjach. I tak większość osób ląduje na początku w aptece.
Ja właśnie to mam w planach. Na piątym roku studiów olałem większość przedmiotów, w końcu ściągałem na egzaminach i uczyłem się tylko z baz, bo wziąłem się za naukę języka.
Niby tak, ale nie jest najgorsza. Jestem obecnie na stażu i o ile jeszcze przed stażem moje nastawienie było takie, że "oby tylko przeżyć te sześć miesięcy", to teraz w sumie mi się podoba. Trafiłem na panią kierownik, która podchodzi bardzo poważnie do kształcenia stażystów, więc jeszcze w październiku obsługiwałem pacjentów, robiłem zamówienia, reklamacje, a nie tylko samo sprawdzanie towaru z kartką i rozkładanie go. Ale nie zamierzam długo pracować, dwa lata mi wystarczą, zanim opanuję do perfekcji język, zrobię certyfikat, odłożę kasę, załatwię wszystkie formalności i wyjadę na zachód.
To jest raczej oczywiste, nawet na studiach wtedy, kiedy się robi pracę magisterską, trzeba korzystać z publikacji napisanych w języku angielskim. Ale to też zależy, moja przyjaciółka strasznie narzekała na to, że musi to robić, bo nie wszystko rozumie, co jest napisane, a ja miałem taki temat pracy magisterskiej, gdzie przydatne publikacje były napisane w języku niemieckim, włoskim, francuskim, a nawet portugalskim.
Moim zdaniem angielski to zdecydowanie podstawa, ale dobrze też w razie czego znać na poziomie co najmniej B2 jeszcze drugi, a czasami nawet i trzeci język obcy. Tym bardziej, jeśli ktoś chce pracować w kraju, gdzie językiem urzędowym nie jest język angielski.
To też jest kwestia osobista, gdybym nie musiał uciekać z tej dziury, nie myślałbym o emigracji, ale przy tym, co obecnie się dzieje w tym kraju, wstyd się przyznać, że jest się z Polski.
Gdybym miał zostać w Polsce, to raczej nie wróciłbym od razu do Warszawy, mam dość tego miasta i muszę od niego odpocząć kilka lat.