a to jakiś dziwny obyczaj, owszem spotykany w Polsce całkiem często - żeby niedostatki własnych osiągnięć (kompleksy ?) rekompensować sobie tytułomanią. Jest to podobno rzecz charakterystyczna dla narodów o mentalności postkolonialnej, w naszym przypadku - okupacyjno-zaborczo-komunistycznej. Tzn. mam formalny autorytet i mówcie do mnie profesorze choć jestem zwyczajnym magistrem uczącym w LO. Ludzie mający styczność z nauką np. w USA wiedzą, że tam autorytet trzeba zdobyć a jak ktoś cienki to i od profesora z wykładu wychodzi się po kilku minutach bez obaw że warknie ( u nas nie do pomyślenia).Kaamil pisze: u mnie w LO było już pierwszego dnia powiedziane, że mamy się tak zwracać i się każdy przyzwyczaił. Na studiach nie wyobrażam sobie teraz zwracać per pani do np. pani docent czy do lekarza z którym mam zajęcia i to jest normalne wg mnie.
PS. Oddzielałbym mówienie - kompletnie sztuczne - per profesorze w LO od naturalnego na uczelniach, w stosunku do osób które mają dany tytuł/stopień naukowy. Też nie wyobrażam sobie powiedzieć do kogoś ze stopniem doktora per panie, do profesora - jasne że mówimy panie profesorze". Ale w LO ? przejaw megalomanii kadry