Biolog.pl

Tak z ciekawości, dlaczego trzeba samodzielnie rysować struktury, jakie ma to uzasadnienie dydaktyczne?
Nie lepiej uczyć się np na zdjęciach ? Być może niesłusznie, ale zakładam, że w dzisiejszych czasach istnieją porządne zdjęcia każdej tkanki.

Jedyne co mi przychodzi do głowy to to, że rysując samodzielnie lepiej się zapamiętuje ale też czy na tyle lepiej by miało to uzasadnienie?

Wg mnie to nie ma żadnego sensu, zwłaszcza jak ktos kompletnie nie umie rysować u nas większość i tak robiła zdjęcia telefonami.
myśle ze to taki zwyczaj został z czasów gdy zdjęcia, internet i reszta nie były ogólnodostępne

Dekadę temu miałam krótki romans z weterynarią i pamiętam to rysowanie na histo.

No właśnie sassa, po cóż rysować skoro można popatrzeć na zdjęcie?

Pomaga w nauce, jak sam narysujesz to lepiej zapamiętasz i dobrze się z tego uczy.
Poza tym rysowanie jest fajne

Dopóki nie każe wam się narysować tego, co oglądacie, praca wygląda tak, że rzucacie okiem i nic z tego nie zostaje. W ten sposób prowadzący nie tylko wymusza poświęcenie realnej uwagi przedmiotowi zajęć, ale w dodatku może zweryfikować, czy zwróciliście uwagę na wszystkie wskazane aspekty.

Hah, histo. Ślęczenie pół godziny patrząc w mikroskop i myśleć jak to do [kilka brzydkich wyrazów] narysować Z moimi zdolnościami artystycznymi to rysowanie nie miało sensu, ale to pewnie jest dlatego by asystenci mieli z czego rozliczać i popytać co się widziało pod mikroskopem

Już się powoli od tego odchodzi. U nas na histo dalej się rysuje, ale już na patomorfologii oglądamy tylko zdjęcia preparatów na slajdach i na komputerach. Mi rysowanie na zajęciach nic nie dawało. Żeby umieć potem rozpoznać te wszystkie preparaty i tak trzeba było samemu oglądać zestawy pod mikroskopem. Zresztą pamiętam jak na tej histologii moja prowadząca zawsze miała do mnie pretensje o jakieś głupoty, typu czemu coś jest u mnie fioletowe a nie czerwone itp. Strata czasu. Więcej bym wyniósł z tych zajęć, gdyby to wszystko po prostu omawiała, bo wiedzę miała dużą.

ryniofit8000 pisze:Dopóki nie każe wam się narysować tego, co oglądacie, praca wygląda tak, że rzucacie okiem i nic z tego nie zostaje. W ten sposób prowadzący nie tylko wymusza poświęcenie realnej uwagi przedmiotowi zajęć, ale w dodatku może zweryfikować, czy zwróciliście uwagę na wszystkie wskazane aspekty.

Nie wiem jak w innych dziedzinach, ale np. w mykologii przy opisywaniu nowych/rzadkich gatunków grzybów, to podstawa przy publikacji znaleziska. Podobnie we wszelkiego rodzaju kluczach, monografiach itd.
Dzięki rysunkowi uwydatniamy/zwracamy uwagę na te istotne cechy, które pozwalają na łatwiejszą identyfikację korzystającym z danego opracowania, wiemy na co zwrócić szczególną uwagę przy obserwacjach mikroskopowych.

Jak dla mnie to rysowanie na histologii jest po prostu kultywowaniem tradycji . Oczywiście jeśli komuś to pomaga zapamiętywać, jak wygląda dany preparat, to wspaniale, ale ja osobiście na początku się jeszcze starałam, ale później w zasadzie wszystkie moje rysunki wyglądały tak samo . Tak naprawdę jeśli ktoś nie zrobi mistrzowskich rysunków struktur to trudno się na ich podstawie jakkolwiek przygotować do egzaminu, lepiej po prostu oglądać preparaty lub ich zdjęcia.

Tk, wiem z praktyki jak to wygląda, kiedy nie każe się rysować:
ładne, kolejny slajd proszęltzieeew

AnnaW_UO pisze:Dopóki nie każe wam się narysować tego, co oglądacie, praca wygląda tak, że rzucacie okiem i nic z tego nie zostaje. W ten sposób prowadzący nie tylko wymusza poświęcenie realnej uwagi przedmiotowi zajęć, ale w dodatku może zweryfikować, czy zwróciliście uwagę na wszystkie wskazane aspekty.

Studiowałem już trochę, i ten argument jest o dupę rozbić- kilkukrotnie już rysowałem to co widzę, i rysunki bywały niezaliczane. W końcu każdy się wk***iał, brał podręcznik i przerysowywał rysunki z niego, a na preparaty często w ogóle się nie patrzyło już- bo efekt ich oglądania był gorszy niż oglądania podręcznika.

Z czasów weterynaryjnych wspominam z histo zeszyty ćwiczeń gdzie rysunki i zdjęcia już były- a my mieliśmy jedynie podpisywać na nich wybrane elementy- później asystent sprawdzał te podpisy czy wszystko jest, i to było super, bo jakiś efekt sprawdzenia był, a więcej mogłem się opatrzyć z preparatem niż robić jakieś durne rysunki wedle najnowszej metody dydaktycznej z połowy XIX wieku.

AnnaW_UO pisze:Dopóki nie każe wam się narysować tego, co oglądacie, praca wygląda tak, że rzucacie okiem i nic z tego nie zostaje. W ten sposób prowadzący nie tylko wymusza poświęcenie realnej uwagi przedmiotowi zajęć, ale w dodatku może zweryfikować, czy zwróciliście uwagę na wszystkie wskazane aspekty.

Studiowałem już trochę, i ten argument jest o dupę rozbić- kilkukrotnie już rysowałem to co widzę, i rysunki bywały niezaliczane. W końcu każdy się wk***iał, brał podręcznik i przerysowywał rysunki z niego, a na preparaty często w ogóle się nie patrzyło już- bo efekt ich oglądania był gorszy niż oglądania podręcznika.

Z czasów weterynaryjnych wspominam z histo zeszyty ćwiczeń gdzie rysunki i zdjęcia już były- a my mieliśmy jedynie podpisywać na nich wybrane elementy- później asystent sprawdzał te podpisy czy wszystko jest, i to było super, bo jakiś efekt sprawdzenia był, a więcej mogłem się opatrzyć z preparatem niż robić jakieś durne rysunki wedle najnowszej metody dydaktycznej z połowy XIX wieku.

Ja się cieszę, że na farmacji nie ma histologii, ale za to jest Botanika farmaceutyczna. Kolorów nie używamy, ale preparaty najczęściej sami sobie robimy. A kolokwia wyglądają tak, że się robi preparat i rysuje to, co widać pod mikroskopem. Z jednej strony jest to pewnego rodzaju bardzo długa tradycja, z drugiej zaś - rysunki te pomagają zapamiętać poszczególne struktury i przekroje organów. Jak dla mnie ładniejsze są preparaty roślinne. Te wasze zwierzęce z histologii to jakieś niewiadomo co. Wszystko wygląda tak samo.