eryk444 pisze: ↑9 sie 2021, o 17:27
Obowiązki które wymieniłeś, wykonuje się w sklepach i nie trzeba do tego wyższego wykształcenia.
Niestety jest jak jest... Praca aptekarza niestety nie wymaga wiedzy zdobytej podczas studiów tak jak np. w przypadku lekarza czy adwokata. Ale na pewno są też inne zawody, gdzie wyższe wykształcenie praktycznie nie jest potrzebne, bo nie trzeba być wielkim intelektualistą, żeby wykonywać konkretne zadania.
eryk444 pisze: ↑9 sie 2021, o 17:27
My powinniśmy być od czegoś innego.
Jako magister farmacji mogę zrobić szkolenie i szczepić ludzi w aptece. Ale nie chcę, nawet jeśli rzeczywiście od głowy jest 30 zł i za zaszczepienie 10 osób dziennie można zebrać trzy stówy. Dlaczego nie chcę? Bo to nie dla mnie. G..no mnie to obchodzi, nie będę wchodził w kontakt z innymi ludźmi, nie mam zamiaru do nikogo się dotykać, i takie nastawienie miałem na długo przed pandemią. Zresztą nie jestem lekarzem czy pielęgniarką, żeby szczepić ludzi.
eryk444 pisze: ↑9 sie 2021, o 17:27
Obsługa to była ostatnia rzecz, przy czym większość ludzi doskonale wie (a nawet lepiej od ciebie, o czym nie omieszkają dać znać), co chce i jak się leczyć, więc twoja praca jest ograniczona do wydawania pudełek, jak na akord.
Osobiście wolę wydawać pudełka na akord niż obsługiwać pacjentów, którzy pokazują że mają "o takie coś na skórze" i co mogę im na to dać. No k..wa ciekawe co, skoro na temat chorób skóry i leków stosowanych w chorobach skóry nie było ANI SŁOWA NA TYCH STUDIACH. A na dokształcanie się w tym zakresie po pierwsze nie mam za bardzo siły, bo wracam do domu z przeciążonym mózgiem, a po drugie mdli mnie na myśl doszkalania się w zakresie czegokolwiek związanego z farmacją, bo tak mi te studia obrzydziły to wszystko.
eryk444 pisze: ↑9 sie 2021, o 17:27
Do tego prymitywne dylematy, typu ile mogę wydać opakowań na receptę przy określonym dawkowaniu.
Dylematy takie występują dlatego, że wielu lekarzy nie potrafi wypisywać recept i nie sprawdzają tego, co napisali na recepcie. Potem są takie kwiatki typu "1 raz dziennie 81 tabletek" przy lekach antykoncepcyjnych albo "wiadomo", kiedy g..wno tak naprawdę wiadomo. A jak się pomylisz, to potem musisz myśleć, co zrobić, bo albo możesz liczyć na kogoś, kto może ci wystawić receptę na 100%, albo dzwonisz do lekarza, żeby zmienił dawkowanie, tyle że trafiają się często tacy geniusze, dla których zajmowanie się takimi "bzdurami" jest poniżej ich godności. Albo że to pacjent ma się pofatygować z tą sprawą, bo "z panem nie będę rozmawiał" <rozłącza się>.
eryk444 pisze: ↑9 sie 2021, o 17:27
Tłuczona na studiach receptura w rzeczywistości umiera.
Zdecydowanie nie wygląda tak, jak np. 20 lat temu, ale nadal istnieje. I to też zależy od apteki i od lekarzy. U mnie w mieście raptem parę aptek para się recepturą, więc innym aptekom nie opłaca się zaopatrywać w surowce, dlatego odsyła się pacjentów do tamtych aptek. A leki na receptę trafiają się różne w zależności od tego, co przepisze lekarz. Są krople oczne z atropiną, są maści i płyny z efedryną, są globulki, czopki, są proszki z minoksydylem na łysienie. Raz ktoś miał maść Kocha I, ale nikt jej nie zrobi, bo nie ma do niej surowca. Nieprawdopodobne? No a jednak znalazł się lekarz, który przepisał taką maść dla pacjenta.
eryk444 pisze: ↑9 sie 2021, o 17:27
Efektem jest to, że to do czego mnie przygotowywano w trakcie tych długich i wyczerpujących studiów, wykorzystywałem może w 3-5%. Było to bardzo frustrujące i rodziło poczucie ogromnej straty czasu.
Z mojego punktu widzenia te studia nie przygotowują do niczego, bo są o wszystkim i o niczym. Kilkanaście różnych dziedzin rzekomo ze sobą powiązanych, które ledwo się liźnie, bo nie ma czasu na ogarnięcie wszystkiego. A jak przychodzi piąty rok i przedmiot śmiesznie nazwany "Farmacja praktyczna w aptece", to możesz liczyć na raptem trzy zajęcia na temat Kamsofta. Na recepturze lepiej znają się technicy, bo więcej jej mają w szkołach niż my na studiach, na naukach chemicznych lepiej się znają chemicy, bo w porównaniu do nas mają to w jednym palcu... Tak naprawdę znajdzie się praktycznie wszystko, na czym farmaceuta zna się gorzej od kogoś innego. Studia farmaceutyczne oferują szerokie spektrum zatrudnienia? Dobre sobie... Taka reklama kierunku studiów jest żałosna i fałszywa.
eryk444 pisze: ↑9 sie 2021, o 17:27
O tych wszystkich sieciowych targetach nie wspominając. W jednym z gigantów na "c" w którym miałem nieprzyjemność pracować, głównym celem było nabicie jak największej liczby pozycji na paragon. Nigdy nie zapomnę, jak moja była "kierownik" (celowo w cudzysłowie) nawciskała jakiejś matce bzdur na zajady dla dziecka (od x maści, przez witaminy i lizaki - łącznie z pięć chyba), po czym wyszła do nas na zaplecze, DUMNA JAK PAW, oznajmiając "tak to się robi!". Zacząłem sobie zadawać pytania, czy to naprawdę na tym ma polegać ta profesja. To był jeden z momentów, gdy na poważnie zakwestionowałem swoje życiowe wybory. Po dwóch miesiącach podziękowałem.
Przykro, że trafiłeś na takich "magistrów", ale życie jest życiem. Jest po prostu zje..ne. Jest jak jest, sieciówek jest zdecydowanie więcej niż aptek prywatnych, ale tak działa ekonomia i konkurencja. Sieciówki doszczętnie wygryzą konkurencję w postaci aptek prywatnych i to kwestia czasu. A teraz moje przemyślenia na temat sieciówek i targetów:
1. W sieciówkach osobami decyzyjnymi są osoby, które najczęściej nie mają zielonego pojęcia na temat prowadzenia apteki czy na temat leków. I nic z tym nie zrobisz. Musisz wyrobić target, a jeśli nie będziesz tego robił, to wylatujesz, bo nie przynosisz zysku. Bo zysk jest najważniejszy.
2. Marki własne... Nie wiem, ale podejrzewam, że już chyba każda sieciówka ma marki własne. Dwie sieci (obydwie na "D") w szczególności. W życiu nawet bym nie pomyślał, że marka własna apteki to może być lek OTC. I co? Nie proponować APAP-u czy Ibupromu, trzeba proponować "nasze". Na każdym kroku, bo trzeba wyrobić target. A wszystkie "markowe" tymianki z podbiałem smakują koszmarnie w porównaniu do prawdziwego, oryginalnego Tymianku z podbiałem.
3. Są na szczęście aptekarze, którzy nie wciskają byle g..na każdemu pacjentowi. Nie chcę bajerować pacjentów. Jeśli coś ma krótką datę i podejrzewam, że opakowanie może być niezużyte w całości przed datą, to informuję, żeby potem ktoś nie przyszedł do mnie, że jestem oszustem. Oczywiście proponuje się tańsze leki, na których się lepiej zarabia, ale nie wciskam jakiegoś kitu. Jeśli ktoś chce coś konkretnego, to daję coś konkretne. Jakiegoś leku nie ma? Ok, sprawdzimy w hurtowni, możemy zamówić, jeśli jest, zadzwonimy, jak już przyjdzie. Jeśli ktoś kupuje kilka rzeczy i jest coś, czego chce kilka opakowań, można wbić np. 2 + 1, 2 + 2, 5 + 4, żeby było więcej pozycji na paragonie, zamiast wciskać na siłę kit. Jeśli ktoś chce jedną rzecz i "do widzenia", to nie proponuję niczego na siłę, bo to jest irytujące ze strony pacjenta. Twoja była "kierownik" jest ewidentnie szurniętą kobietą.
eryk444 pisze: ↑9 sie 2021, o 17:27
Wreszcie mam poczucie, że to co robię ma większy sens, jest dobre i przyczyniam się do ułatwienia terapii ludziom na dużą skalę.
Cieszę się, że możesz w końcu tak stwierdzić, naprawdę. Dla mnie na razie innej opcji poza apteką nie ma, bo nie chcę wracać do Warszawy, a tutaj żadnej innej pracy dla mnie raczej nie ma, bo na niczym się nie znam. Mógłbym uczyć języków, bo lubię się dzielić wiedzą, ale dużego zarobku z tego nie ma, a w szkołach językowych szukają tylko osób, które są po filologii albo native speakerów, a ja się nie zaliczam do żadnej z tych grup.